I stało się to, co miało się stać. Wreszcie w Szwecji, noż kurwa mać. I gdy wszyscy robili już elektryki żwawszym krokiem, dopiero Volvo chce postawić XC40 pod moim blokiem.
Elektrykami żyje cały świat. Elon Musk i jego Tesla jest symbolem tego nurtu, ale tortu wystarczy dla wszystkich. Toteż nie dziwi fakt, że Volvo również podąża tą drogą. Można się pytać, dlaczego tak późno, ale z drugiej strony, lepiej późno niż wcale.
Tak czy inaczej, Volvo wypuszcza swojego pierwszego elektryka. Zaczyna od XC40. Modelu, który mocno średnio mnie się podoba, bo to takie nie wiadomo co, ale wyniki sprzedażowe mówią same za siebie. Widocznie nie jestem w targecie. Ja tam wybrałbym pewnie Polestar 2, ale to zupełnie inna bajka.
W każdym razie Szwedzi słusznie zauważają, że postęp samochodów elektrycznych stanowi największą zmianę w historii motoryzacji. Po raz pierwszy od ponad wieku samochody poruszają się bez silnika benzynowego lub wysokoprężnego w komorze silnika (nie licząc popularnych kiedyś w Polsce Melexów), a zamiast zbiornika paliwa mają wbudowany w podłogę akumulator. To zmienia koncepcję aut.
Oznacza to również, że samochody nie potrzebują już rur wydechowych, ani kratki wlotu powietrza, która ma owiewać chłodnicę. Bo jej nie będzie. A usunięcie silnika spalinowego zapewnia dodatkowe miejsce do przewożenia bagażu, gdzie dotąd gościł silnik i jego osprzęt. Brzmi nieźle, co?
I to właśnie dlatego samochody elektryczne dają projektantom jeszcze więcej swobody. Dzięki temu, że silnik elektryczny nie ma klasycznej chłodnicy, to w XC40 zamiast grilla zastosowano zamkniętą zabudowę z przodu w kolorze nadwozia ze zintegrowanymi czujnikami ADAS (Advanced Driver Assistance Systems). W skrócie – będziecie bezpiecznie.
Zbyt wielu informacji o nowej perełce Szwedów jeszcze nie ma, bo premiera dopiero 16 października, ale wiadomo już, że elektryczny XC40 ma być dostępny w ośmiu kolorach. Nową opcją jest metalizowany lakier Sage Green. Standardem będzie także kontrastujący z kolorem nadwozia czarny dach. No i będą nowe fele 19 i 20 cali.
Ja tam jednak jaram się trochę technologią, a Volvo mówi, że od nowa zaprojektowano także interfejs obsługi, który ma być oddzielny dla całej linii samochodów elektrycznych Volvo. Naturalnie znalazł się na nim czytelny wskaźnik poziomu naładowania akumulatorów. Wnętrze ozdobiono licznymi sportowymi akcentami, a dywaniki wyprodukowano z materiałów z recyklingu. O jezus maria, prawie jak w i3…
Nie będę już więcej cytował marketingowego bełkotu o modzie na małe SUV-y. Ja wyznaję zasadę, że SUV to SUV. Ma być wielki jak bohater blacked gangbang. I tyle w temacie. A wracając do XC40 to tam, gdzie kiedyś był silnik, teraz jest mikrobagażnik, tak zwany frunk (front trunk). Taki zabieg lingwistyczny. A więc do 30-litrowego frunka możecie sobie wrzucić jakiegoś mocnego trunka. Albo małą zgrzewkę. Piwa.
No i to by było na tyle, bo więcej nie wiem nic. Ponoć po 16 października będzie wiadomo już wszystko. To może wrócę z tematem. O ile do tego czasu swojego SUV-a elektryka nie wypuści Ursus czy Orlen. Wiecie, wybory idą, a w Państwie Prawa i Sprawiedliwości nie takie cuda się działy…