Wykłada na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Prowadzi leczenie osób uzależnionych od alkoholu. Jest członkiem rady programowej Helping Hand – inteligentnej platformy, bazującej na sztucznej inteligencji, wspomagającej proces leczenia uzależnienia od alkoholu. Uważa, że Rząd powinien wspierać tego typu inicjatywy. Rozmawiamy z nim o tym, dlaczego w pandemii pijemy więcej i jak sobie z tym radzić, wykorzystując zdobycze Internet of Things.
Jaki wpływ ma pandemia na spożycie alkoholu?
[Prof. dr hab. n. med. Marcin Wojnar] Sprawa nie jest jednoznaczna i budzi wiele kontrowersji. Wydaje mi się, że najbardziej spójny przekaz i niezależny od regionu świata oraz tradycji picia czy uwarunkowań kulturowych w danym obszarze, dzieli picie alkoholu w czasie pandemii na dwa, bądź nawet trzy etapy. I to widać bardzo dobrze na naszym, polskim przykładzie.
Początek pandemii, czyli pierwszy etap, spowodował, że ludzie zaczęli być bardzo ostrożni i pełni obaw o własne zdrowie. To przełożyło się niewątpliwie na spożywanie alkoholu.
Był wzrost?
[Prof. dr hab. n. med. Marcin Wojnar] Wręcz przeciwnie. Na początku nastąpiło ograniczenie picia alkoholu, zmniejszenie poziomu konsumpcji, która była przedtem. Wyraźny był okres kilku tygodni, kiedy ludzie pili mniej alkoholu. Na ten efekt złożyło się wiele przyczyn – nie tylko obawa czy troska o zdrowie, ale także izolacja.
Ludzie pozostawali zamknięci w domach, kiedy dominował przekaz, by ograniczyć zakupy jedynie do niezbędnych. W konsekwencji alkohol zszedł na dalszy plan, jeśli chodzi o zakupy. Dołączył się jeszcze aspekt ekonomiczny. Ludzie, nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale także w związku z faktem, iż nie wiadomo co będzie dalej – z pracą i z pieniędzmi – ograniczyli swoje wydatki. Taki był pierwszy etap w czasie pandemii w kontekście spożycia alkoholu.
Czy to jest zbadane?
[Prof. dr hab. n. med. Marcin Wojnar] Nie wiadomo, to są wnioski oparte na naszych obserwacjach.
Z czego więc wynika fakt, że w mediach komunikat był zupełnie inny?
[Prof. dr hab. n. med. Marcin Wojnar] Przytaczana przeze mnie sytuacja miała miejsce przez okres około 2-3 tygodnie, a później ludzie zaadoptowali się do faktu, że jest pandemia (nie chodzą do pracy, siedzą w domach, ograniczyli repertuar swoich zachowań poza domem, w tym rozrywki itd.) i narosła potrzeba, że powinni sobie coś przyjemnego zafundować. A co mogą przyjemnego robić poza patrzeniem w komputer czy telewizor? Dlatego powrócił alkohol. I to wrócił w stopniu przesadnym. Nastąpiło odbicie w drugą stronę. Ludzie zaczęli pić znacznie więcej niż przed pandemią. To jest ten drugi etap.
Czy to dotyczy tylko osób, które wcześniej nadmiernie spożywały, czy pojawiły się nowe grupy nadużywających alkoholu?
[Prof. dr hab. n. med. Marcin Wojnar] Tego nie wiemy. Duże, populacyjne badania cały czas trwają. Głównie europejskie. Polska jest włączona do nich, ale nie mamy jeszcze wyników. Nie wiemy, jakie są okoliczności i jaki jest wymiar nadmiernego picia alkoholu w czasie pandemii, kogo dotyczą – czy wszystkich, czy jedynie tych, którzy spożywali intensywnie wcześniej. Osobiście uważam, że to dotyczy głównie tych, którzy pili alkohol nadmiernie i szkodliwie również przed pandemią. Podobne zjawiska obserwujemy w innych krajach, zarówno europejskich, jak i w USA.
I wreszcie trzeci etap, który obserwujemy teraz, kiedy nastąpiło poluzowanie obostrzeń. To oczywiście sytuacja, gdy ludzie piją jeszcze więcej.
Więcej niż w drugim etapie?
Tak.
Z czego to wynika? Przestaliśmy się bać?
Tak. Ludzie przestali się bać. Stracili instynkt ostrożności, czujności i przede wszystkim mają potrzebę „odreagowania”. Chcą „nadrobić” ograniczenia, których doświadczyli w okresie obostrzeń.
Dominuje nadal spożywanie alkoholu w samotności?
Picie stało się już dużo bardziej towarzyskie. Ludzie trochę mniej się kontrolują niż wcześniej. Nie mówię o takim braku kontroli, jaki towarzyszy osobom uzależnionym, bo to jest zupełnie inne zjawisko, ale o tym, że pozwalają sobie na więcej. Można to było zauważyć podczas długiego weekendu majowego lub Bożego Ciała, gdzie w miejscach typowo wypoczynkowych było więcej ludzi i paradoksalnie mniej przestrzegano środków ostrożności.
Wiele osób ciekawi czy picie alkoholu ma wpływ na COVID-19? Zachodzą jakieś psychologiczne i fizyczne powiązania?
Ten związek jest już prawie udowodniony, jednak nie na podstawie długotrwałych badań. To bardziej wstępne doniesienia. Ale to, na co wskazują, to fakt, iż większość ludzi, którzy znajdują się w stanie zagrożenia, u których poziom lęku jest dość wysoki, związany z czynnikami w trakcie pandemii, sięga po coś, co im ten lęk złagodzi. Alkohol jest najprostszym lekarstwem. Wysoki poziom stresu powoduje, że ten lęk przekłada się także na objawy somatyczne. W związku z tym, człowiek szuka instynktownie lub świadomie leku, bądź innego środka, który mu poziom lęku zmniejszy. Rozluźnia się pod wpływem alkoholu, przestaje odczuwać stres i jego konsekwencje. „Odcina się” psychicznie. Zapomina i nie myśli. To jest jedno powiązanie.
Pod względem psychologicznym, wzmożone spożywanie alkoholu może mieć zatem związek z poczuciem zagrożenia i stresu związanego z pandemią.
Drugi związek, który jest zauważalny i raportowany w publikacjach przez naukowców, to fakt, że picie alkoholu zmniejsza odporność, w tym odporność na wirusy. Różnego rodzaju. Nie tylko koronawirusa. Wirusy dużo łatwiej dostają się do organizmu i dużo łatwiej w nim się rozprzestrzeniają. Alkohol obniża odporność. Wykazano, że osoby pijące więcej, mają zwiększone ryzyko zakażenia koronawirusem.
Podsumowując: większe spożycie alkoholu to większe ryzyko zakażenia. Poza tym należy wspomnieć o podwyższonych wskaźnikach prób samobójczych.
Próby samobójcze wiążemy ze spożyciem alkoholu?
Zdecydowanie. Człowiek po spożyciu alkoholu dużo łatwiej podejmie próbę samobójczą. Alkohol ułatwia podjęcie decyzji o próbie odebrania sobie życia. Znosi hamulce.
Oznacza to, że ktoś myśli o samobójstwie, a pod wpływem alkoholu to realizuje?
Niekoniecznie. Często się zdarza, że próby samobójcze pod wpływem alkoholu są podejmowane impulsywnie. Część takich zachowań następuje w efekcie ciągu zdarzeń, a część jest jednak podejmowana impulsywnie, tzn. kiedy decyzja pojawia się nagle, bez poprzedzającej dłuższej refleksji.
Czy zatem pandemia to dobry czas, by spróbować pozbyć się nałogów?
I tak i nie. Sprzyja w pewnym sensie, bo ograniczone są kontakty społeczne i jeżeli u kogoś picie alkoholu, czy jego nadmierne spożywanie ma charakter społeczny, czyli wiąże się wyraźnie z relacjami społecznymi, to izolacja społeczna powoduje odcięcie od tego typu spotkań, więc siłą rzeczy jest mniej okazji. Mniej pretekstów i pokus do picia. Teoretycznie łatwiej byłoby w tym czasie podjąć terapię. I to jest jedna strona medalu. Druga jest taka, że te obostrzenia, które zostały wprowadzone w związku z pandemią, doprowadziły do tego, że większość, o ile nie wszystkie ośrodki terapeutyczne, w pewnym momencie bardzo ograniczyły lub nawet zawiesiły swoją działalność. Zatem nie bardzo było gdzie podjąć terapię. Ośrodki ambulatoryjne były zamknięte, terapeuci udzielali porad jedynie telefonicznie albo online. Większość ośrodków stacjonarnych terapii uzależnień również było zamkniętych. Można więc podsumować, że pandemia to okoliczność sprzyjająca podjęciu terapii, bo osoba pijąca nadmiernie lub uzależniona ma więcej czasu i jest odcięta od pewnego rodzaju okoliczności sprzyjających piciu, ale z drugiej strony, nie bardzo ma gdzie się po tę poradę czy pomoc udać. Dla wielu osób porada zdalna (telefoniczna czy online) nie jest idealnym odpowiednikiem osobistego spotkania z terapeutą czy grupą terapeutyczną. Terapia oferowana zdalnie nie dla wszystkich jest akceptowalna.
Z czego to wynika?
Głównie z tego powodu, że więź czy relację z drugim człowiekiem w dużej mierze buduje się poprzez kontakt osobisty. Psychoterapia jest oparta na więzi terapeutycznej, swojego rodzaju relacji z terapeutą. Mówi się o przymierzy terapeutycznym. Wchodzi w grę wiele różnych czynników. Nie tylko to, że my usłyszymy, co mówi drugi człowiek, czy w przypadku połączenia wideo, zobaczymy jego reakcję. To jest coś znacznie więcej. Ograniczając kontakt do rozmowy telefonicznej, bądź wideo, bardzo „spłaszczamy” tę więź. Tracimy mnóstwo niuansów i elementów, które wpływają na to, że w nas pojawiają się pewne emocje i to nie chodzi tylko o fizyczne zapamiętywanie obrazu, który widzimy czy głosu, jaki słyszymy.
Czyli wybierając terapię w bezpośrednim spotkaniu z terapeutą decydujemy się przekroczenie pewnych drzwi…
Absolutnie. Występują tu dodatkowe czynniki, których jest dużo. Również dlatego, że wskutek własnej decyzji osobiście przekroczę próg poradni odwykowej czy psychologicznej. To nie jest jak pójście do apteki czy sklepu.
Chodzi o przyznanie się do czegoś?
Tak. To jest deklaracja, że ja się leczę i do tego, w jakim miejscu. I na co się leczę. Abstrahując już od samej fizycznej „wyprawy”, tego, że trzeba poświęcić czas na dotarcie, wejście do placówki, poczekanie na spotkanie z terapeutą, następnie powrót z tej placówki. To nie jest tak samo, że ja sobie w domu posiedzę, oglądam telewizję albo jem obiad i w tym czasie załatwię sesję terapeutyczną. To wymaga pełnej dedykacji człowieka do tego spotkania i aktu wejścia w terapię.
To jak się do tego co Pan Profesor mówi, ma teleterapia? Pandemia spowodowała wzrost popularności tej formy terapii oraz narzędzi jej dedykowanych, na przykład Helping Hand. Część terapeutów otworzyła się na tę formę pracy z pacjentem, podobnie jak sami pacjenci, którzy szybko się przestawili. Zatem w nawiązaniu do tego, co Pan przed momentem mówił, mamy dwie strony medalu…?
Jest jeszcze trzecia strona, o której powiem za chwilę. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że w sytuacji niemożności, to jest jedyna możliwość. Kiedy ośrodek jest zamknięty, kiedy terapeuci nie przyjmują osobiście, kiedy nie odbywają się spotkania grup terapeutycznych, to korzystanie z tego typu narzędzi, pozostaje jedyną opcją. Zatem siłą rzeczy rola i znaczenie takich rozwiązań jest olbrzymia.
Wyobraźmy sobie podobną sytuację 10 czy 20 lat temu – nie trzeba daleko sięgać pamięcią. Kiedy nie było jeszcze smartfonów, a przynajmniej nie w takiej liczbie, jak obecnie, a dostęp do internetu nie był tak powszechny. Co wtedy można byłoby zaproponować? Co by było, gdyby pandemia zaskoczyła nas w tamtym okresie? Pacjenci byliby odcięci całkowicie od leczenia. Nic by dla nich nie było. W kontekście tego, wszystkie aplikacje i narzędzia, które temu służą, by umożliwić kontakt z terapeutą czy grupą terapeutyczną, są znakomitym i często jedynym rozwiązaniem. Jak najbardziej nie chcę dyskredytować tego typu rozwiązań. Bardziej chciałem zwrócić uwagę na fakt, że dla wielu pacjentów, mimo tego, iż nadarzyła się super okazja, by w warunkach domowych podjąć terapię, to mogło stanowić jednak barierę. Szczególnie dla tych, którym odpowiadała tradycyjna forma terapii i z niej korzystali.
I wreszcie ta trzecia strona medalu. Sytuacja pandemii stworzyła fantastyczną okazję, która spowodowała, że dla bardzo wielu osób technologia, z której korzystaliśmy na co dzień, stała się niewiarygodnym odkryciem. Nagle okazało się, że można w ogóle korzystać z porady lekarza nie stawiając się u niego osobiście. Wcześniej to było niemożliwe. Technologia dla nas wszystkich stała się odkryciem. Stała się narzędziem faktycznej pomocy. Korzystania z pomocy i udzielania pomocy. Ta technologia poszła o krok dalej, bo okazało się, że można pracować z domu, co było przedtem nie do pomyślenia, ale co więcej – dzieci i studenci zaczęli realizować naukę zdalnie. Proszę sobie wyobrazić, że na mojej uczelni studenci zdają online egzamin z anatomii. Odkryliśmy nagle, że mamy narzędzia online w nauczaniu, ale także w leczeniu i terapii.
Co najśmieśniejsze, że one już były…
Ależ oczywiście. Problem był w tym, że nie musieliśmy z nich korzystać, a tu nagle okazało się, że nie ma innego wyjścia. Jestem przekonany, że dzięki temu wielu ludzi, którzy nigdy by się nie zdecydowali pójść na terapię do ośrodka terapeutycznego, dzięki takim rozwiązaniom jak Helping Hand, nagle odkryło, że może skorzystać z pomocy.
Nie ma idealnych narzędzi dla wszystkich. To, co dla jednych jest barierą, dla innych otwiera nowe możliwości…
Oczywiście. Dla bardzo wielu osób te nowe technologie okażą się fenomenalnym narzędziem. Dzięki temu, że zaistniała pandemia, odkryliśmy użyteczność i realność tych rozwiązań. To znaczy, że pomimo izolacji społecznej i restrykcji, jesteśmy w stanie faktycznie realizować leczenie.
Jak więc będzie w przyszłości?
Niech za przykład posłuży edukacja. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego było bardzo zachowawcze, jeśli chodzi o zaaprobowanie i usankcjonowanie nauczania zdalnego w szkolnictwie wyższym. Tego typu zajęcia można było realizować co najwyżej w 20 procentach czasu nauczania. Część z nich była prowadzona w formie e-learningu. W trakcie pandemii Ministerstwo podniosło ten próg do 40 procent, a ostatnio pojawił się projekt rozporządzenia, który zakłada od przyszłego roku akademickiego możliwość prowadzenia zdalnej edukacji aż do 75 procent, w zależności od rodzaju uczelni. To jest ta zmiana, która pozwala przewidywać przyszłość.
W terapii będzie podobnie?
Jestem przekonany, że będzie zmierzać w podobnym kierunku. Dla niektórych kontakt osobisty wciąż będzie bardzo istotny, ale dla wielu innych osób, możliwość skorzystania z technologii i narzędzi informatycznych w celu podjęcia terapii, okaże się jedynym wyjściem.
A terapeuci, dostają zupełnie nowe narzędzia, ułatwiające im codzienną pracę, takie jak na przykład w platformie Helping Hand…
Tak. Przede wszystkim mają już tę możliwość. W przychodni, w której przyjmuję, już w czerwcu zaczęliśmy realizować wizyty zdalne. By zachować wszelkie standardy bezpieczeństwa, wizyty odbywają się naprzemiennie – wizyta osobista, następnie wizyta zdalna. Pomiędzy jednym, a drugim pacjentem pozostaje pewien okres czasu, pozwalający im bezpiecznie się wymienić, bez narażania na bliski kontakt, a placówce na dezynfekcję gabinetu. Tak więc my również przestawiamy się częściowo na teleterapię.
Wszyscy uczymy się czegoś nowego…
Bardzo dużo nauczyliśmy się w tym krótkim czasie. Szczególnie o człowieku, ale i o tym, jak można funkcjonować, pracować i udzielać porad.
Wspomniał Pan Profesor o tym, że 10 czy 20 lat temu, takich możliwości technologicznych nie było. Ale dzięki nim pojawiło się także coś innego. Wspólne spożywanie alkoholu online. Czy to nie stymuluje innych do nadużywania? A może to chwilowe zjawisko, podyktowane pandemią?
Bardzo trudno jest obecnie przewidzieć, w jakim pójdziemy kierunku. Wystarczy zwrócić uwagę na fakt, co stało się z ludźmi wraz z poluzowaniem obostrzeń. Natychmiast wyszli z domów, a to oznacza, że społeczeństwo bardzo potrzebuje kontaktu osobistego. Oczywiście, media społecznościowe zaanektowały niewiarygodny obszar naszego funkcjonowania mentalnego i społecznego, ale mimo wszystko ludzie nie będą stronili od kontaktów osobistych, bo potrzebują więcej niż substytutu kontaktów. Są osoby, które ze względu na pewne cechy swojej osobowości czy ograniczenia związane z problemami psychicznymi, unikają kontaktu z innymi. Dla jednych i drugich media społecznościowe odgrywają coraz większą rolę. Jednak uważam, że nie zastąpią one kontaktu osobistego, a będą jedynie jego wirtualnym dopełnieniem. W związku z tym uważam, że wspólne spożywanie alkoholu online, to ewidentnie efekt społecznej izolacji, który przeminie.
Czy wśród młodych osób, zaawansowanych technologicznie, wciąż dominuje nadużywanie alkoholu?
Powszechna dostępność internetu, smartfonów i rozwój mediów społecznościowych otworzyły nowe kanały dotarcia do substancji psychoaktywnych. Są dużo łatwiej osiągalne. I to nie tylko klasyczne narkotyki, ale także nowe substancje psychoaktywne, czyli dopalacze.
Większość z nich zamawia się przez internet. W związku z tym, młodzi ludzie, którzy nigdy by nie kupili narkotyków na ulicy, nagle stają przed otwartą niemal furtką do substancji psychoaktywnych, które zmieniają psychikę i wpływają na świadomość w takim stopniu, że dla niektórych stają się atrakcyjne. Co ciekawe i niepokojące zarazem, to fakt, iż sprzedaż substancji psychoaktywnych w okresie pandemii wcale nie spada.
Czy możemy zatem powiedzieć, że osoby młode nadużywają narkotyków, a starsze alkoholu? Jeżeli w młodym wieku zażywamy narkotyki, to później też?
Na pewno więcej narkotyków zażywają ludzie młodzi. Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. W miarę upływu czasu, w miarę starzenia się, ludzie sięgają po narkotyki coraz rzadziej. Chyba, że się w międzyczasie uzależnią. Ale wówczas rzadko kiedy dożywają wieku starszego.
Możemy powiedzieć, że za 10-15 lat narkotyki w Polsce będą bardziej popularne niż alkohol?
Dzisiaj nie możemy tego stwierdzić. Jednak są co najmniej trzy czynniki powodujące, że alkohol jest w naszym kraju bardzo popularny i spożywany w nadmiernych ilościach: jest bardzo łatwo dostępny, tani i przede wszystkim legalny.
Jaka powinna być zatem rola państwa w procesie leczenia uzależnień?
Państwo powinno przede wszystkim wspierać i finansować rozwój nowych technologii. To na pewno. Biorąc pod uwagę pandemię i potrzeby terapeutyczne, narzędzia umożliwiające teleterapię, to nowy kanał, który odkryliśmy i który warto wspierać.