Ile razy jeździliście w kółko, by znaleźć wolne miejsce? Ile razy niemal spóźniliście się do teatru przez to? Ile razy klęliście w duchu, że nie wybraliście Ubera? Jest szansa, że to się zmieni. Wszystko za sprawą inteligentnych systemów parkingowych, a dokładniej systemom zajętości miejsc parkingowych.
I niezależnie od tego czy śmigacie pięknym McLarenem GT, czy mocno wysłużonym Audi, to i tak macie ten sam problem. A zwłaszcza, jeśli korzystacie z carsharingu – Panek, Innogy Go czy 4mobility. Traficar uciekł ze stolicy, więc go pomijam. I w tym, i w tym przypadku musicie gdzieś zaparkować. Kiedyś ktoś przeprowadził nawet badania, że największe korki w centrach miast generują kierowcy poszukujący miejsc parkingowych. I ja się z tym w pełni zgadzam, bo niejednokrotnie robiłem 30-40 minutowe kółka w kwadracie ulic Marszałkowska-Sienkiewicza-Widok-Jerozolimskie. I nie tylko ja jeden.
No, ale wszystko wskazuje na to, że jest cień szansy, by to się choć trochę zmieniło. I wcale nie mam na myśli znacznego podwyższenia cen parkowania czy zamykania centrów miast dla ruchu samochodowego, lecz to, czym charakteryzuje się m.in. smart city. Mowa o inteligentnych parkingach, które powoli w Polsce też zaczynają powstawać. Ostatnio nawet w branży było głośno o tym, że Emitel zainstalował czujniki systemu zajętości miejsc parkingowych w Piasecznie. Warszawa też trochę tego posiada, ale jeszcze nie jest to to, jak ja bym sobie tego życzył. A życzyłbym sobie, by działało to tak, że wpisując adres w moją ulubioną nawigację – Waze, apka kieruje mnie wprost na wolne miejsce parkingowe. Dzisiaj to lekka utopia, zwłaszcza w Warszawie, ale jestem głęboko przekonany o tym, że zanim nogi wyciągnę, to będzie to jeszcze możliwe. Kiedyś Bosch mi podobne rozwiązanie pokazywał, więc jest to realne. Chociaż zanim zdechnę, to pewnie zamiast autem, to dron taxi na fajfy mnie zabierze. Bo tak będzie wyglądał transport przyszłości za kilkadziesiąt lat. No chyba, że glejaka dostanę albo ktoś mnie odstrzeli – wiem, że jest kilku takich, co życzyliby sobie tego – życie. Ale wtedy wolne miejsca parkingowe nie będą dla mnie priorytetem.
Ale wracając do inteligentnych parkingów, to mam taką ulubioną szwedzką firmę badawczą, co non stop bierze pod lupę rynek Internet of Things. Mowa o Berg Insight. Otóż ostatnio skupili się właśnie na inteligentnych parkingach. Z ich analiz wynika, że w zeszłym roku zainstalowano ponad milion trzysta czujników zajętości miejsc parkingowych. Fajnie, co? Ale nie podniecajcie się aż tak bardzo, bo jak się okazuje, połowa z nich poszła w Europie i Ameryce Północnej, a reszta w Chinach. Dobre czasy, być może również dla nas dopiero nadchodzą. Według Berg Insight ta liczba w ciągu najbliższych trzech lat może zostać nawet więcej niż podwojona. Co to oznacza? Że jest szansa, iż nie będziemy więcej jak debile jeździć w kółko i marnować czas, nerwy oraz paliwo. Zwłaszcza, że poza wspomnianym Emitelem, tego typu rozwiązania w Polsce oferuje już Comarch czy Acte (przedstawiciel PNI w Polsce).
Systemy zajętości miejsc parkingowych to niezły biznes
Na różnych odmianach Internet of Things da się zarobić. Ja mówię o tym od lat i moje gadanie coraz większe ma odzwierciedlenie w faktach. A jeśli chodzi o tematykę smart parking, to potwierdzają to analizy Berg Insight. Według nich największym na świecie dostawcą czujników zajętości miejsc parkingowych jest holenderski Nedap, który w trzecim kwartale 2019 odnotował 16,3 procentowy udział w globalnym rynku. Na podium znalazło się również chińskie Fangle Technology oraz francuskie SmartGrains. Analitycy zwracają jeszcze uwagę na pozostałych kilku dostawców, chociażby z tego powodu, że do 10 największych należy około 50% rynku. Oto oni: Smart Parking, Frogparking, Onesitu, Urbiotica, Worldsensing, CommuniThings, Intercomp, CivicSmart, PNI, Fybr, Nwave Technologies czy Streetline. I to, co istotne to fakt, że tylko nielicznym dostawcom z tego grona udało się zaistnieć w więcej niż dwóch regionach na świecie. Wniosek? Może się okazać, że systemy zajętości miejsc parkingowych obecnie są tym, czym telematyka była prawie 10 lat temu. Czymś nieznanym, co przyniosło miliony złotych chociażby byłemu już właścicielowi firmy Finder. W skrócie – warto w ten segment Internet of Things wejść. Jeszcze warto. To mówię ja. Kacperek. Paweł Kacperek. Kiedyś tak mówiłem o UBI – Usage Based Insurance. I są tacy, co na tym zarobili. Są też tacy, którzy zdrowie i pieniądze stracili. Ale oni mnie się nie słuchali.
Obecnie sytuacja na rynku systemów zajętości miejsc parkingowych wygląda trochę dziwnie. To znaczy, że w większej mierze klientami są firmy prywatne zarządzające parkingami. Jednak według analityków, ta tendencja lada chwila może ulec zmianie i to miasta będą głównymi nabywcami. Chociażby z tego powodu, że to do nich należą największe przestrzenie parkingowe. A wdrożenie w nich tego typu rozwiązań, to tylko kwestia czasu. Bo od technologii nie da się uciec, również tej w wydaniu smart city. I tak jak kiedyś powiedziałem – wszyscy będziemy connected. Czy tego chcemy, czy nie. Ja tylko nie chcę, by tak jak już jest to w Chinach, wszędzie działały systemy rozpoznawania twarzy. Chociaż bądźmy szczerzy – przed tym nie ma ucieczki. Ale to opiszę już kiedy indziej. Teraz trzymam kciuki za to, aby w tej dekadzie, wszędzie tam, gdzie pojadę, były inteligentne parkingi. I w tych mniejszych miastach też. Zwłaszcza w moim Łukowie.