Rozwiązania technologiczne dla jednostek pływających i do tego jeszcze prosto z Polski? Poznajcie Connected Boat. Naprawdę warto się temu przyjrzeć, bo palce w nim maczał sam były właściciel firmy Finder.
Biznes związany z czarterem jachtów, wodnikami czy ogólnie wszystkim, co pływa – nie rozwija się w Polsce aż w takim tempie, jak w innych krajach. I mimo, że mamy Krainę Wielkich Jezior Mazurskich czy dostęp do morza, to wciąż jesteśmy w tym zakresie w powijakach. Być może co innego powiedzieliby wystawcy jednych z największych w Polsce targów Wiatr i Woda, ale trzeba uczciwie przyznać, że to jeszcze nie ta skala, której chciałoby się oczekiwać. Choć miło jest popatrzeć na to, co dostawcy mają do zaoferowania w tej kwestii.
I właśnie między innymi dlatego pomysły związane z nawigacjami dla żeglarzy poruszającymi się po polskich wodach, kończyły się zanim jeszcze się na dobre zaczęły. To znaczy powstawały aplikacje, ale sprzedać, a co dopiero zarobić na nich – było i nadal jest dość trudno. Powód? Skala. Nawet kilka funduszy inwestycyjnych dało się nabrać na inwestycje w tego typu projekty, a później okazywało się, iż mimo, że produkt sam w sobie jest dobry, na zwrot z inwestycji trzeba czekać minimum kilka lat.
To jest powód, dla którego Internet of Things w wydaniu „marine” nie pędzi tak szybko jak na przykład pociąg relacji Internet of Cars. Przynajmniej w Polsce. Na szczęście są pasjonaci i wizjonerzy, wierzący w globalizację IoT. Z pewnością należy do nich Piotr Jakubowski, były już właściciel największej w Polsce firmy telematycznej – Finder, który za niebagatelne pieniądze sprzedał ją holenderskiemu TomTom Telematics. Dzisiaj były już prezes Findera wiedzie sobie spokojne życie w słonecznej Hiszpanii. Jednak jak chodzą słuchy – od technologii, której poświęciło się niemal pół życia, nie tak łatwo jest uciec. Stąd jego udział w projekcie Connected Boat. Jego twórcy (za realizację projektu była odpowiedzialna firma Future Mind) stworzyli rozwiązanie umożliwiające monitorowanie położenia łodzi, jej parametrów, kontakt ze społecznością żeglarską czy wzajemne ostrzeganie się. Co więcej – zaplanowano również obszar dla biznesu. To doskonały produkt dla podmiotów wynajmujących jachty, umożliwiający zarządzanie nimi. Co prawda polski rynek, to wciąż nisza, jednak dostawcy Connected Boat na szczęście nie zawężają obszaru swojego działania tylko do kraju nad Wisłą.
W skrócie, każdy żeglujący powinien docenić wartość, jaką niesie ze sobą Connected Boat. Jednakże tak, jak w przypadku Yanosika, o sile jego popularności zdecydowała społeczność, tak i tutaj – im będzie większa, tym lepiej dla powodzenia, a w końcu monetyzacji projektu. A o to z pewnością nie będzie łatwo. W każdym razie trzymam kciuki!