Ja wiem, że Polska to nie US i tutaj prywatnymi odrzutowcami wciąż mało ludzi lata. Wiem również, że po splajtowaniu Kuchciński Travel coraz trudniej jest o bezstresowe podróżowanie w powietrzu. No chyba, że się jest piłkarzem pokroju Szczęsnego czy Lewandowskiego. Wtedy można sobie wyczarterować dowolny odrzutowiec. Niestety większość z nas nie jest. I jest skazana na linie lotnicze. Tanie, droższe – bez różnicy. Tu i tu trzeba nadać bagaż. Nawet jeśli sama walizka kosztuje kilkanaście tysięcy złotych. To nie ma znaczenia. Ona również może zaginąć. I pewnie nawet częściej niż te kosztujące poniżej 1000.
Zagubiony bagaż przez linie lotnicze wcześniej czy później może przytrafić się każdemu. W zasadzie im więcej latacie, tym większe jest tego prawdopodobieństwo. Podaje się, że na świecie co roku na lotniskach ginie ok. 25 milionów bagaży. Powtórzę – 25 milionów. Różnego rodzaju toreb, walizek i innych bagaży. Odszkodowania z tego tytułu sięgają nawet do 1350 euro (ok. 5800 – 6000 zł, w zależności od kursu). Jednak to maksymalna kwota. Zazwyczaj wynosi ona od 50 do 70 euro za każdy dzień opóźnienia w zwrocie bagażu. A te bagaże naprawdę znikają. Wystarczy poszperać trochę na różnego rodzaju forach czy grupach dyskusyjnych, by przekonać się, że to nie jest mój wymysł na potrzeby niniejszego wpisu. Zresztą mam coś z własnego podwórka. Kilkoro moich znajomych spotkał ten problem. I pal licho to, że po jakimś czasie dostali to cholerne odszkodowanie. Urlop czy wyjazd, na który jechali stał pod znakiem zakupów niezbędnych rzeczy. Bo przecież w podręcznym tego nie mieli.
Lokalizator bagażu
Jak temu zaradzić? W 100 procentach z pewnością się nie da, ale przynajmniej jest sposób na to, by wiedzieć, czy Wasz bagaż wylądował na tym samym lotnisku co Wy. Jeśli Pani lub Pan w punkcie zagubionego bagażu twierdzą inaczej, wówczas pokażcie im aplikację Trackimo z aktualną lokalizacją Waszej walizki. Dlaczego Trackimo? Bo na rynku małych lokalizatorów osobistych, to prawdziwa perełka. Śledzę i znam Trackimo w zasadzie od początku pojawienia się tej izraelskiej marki w Polsce i nawet kilka razy latałem z jej urządzeniami. Mnie się na szczęście żadna katastrofa bagażowa nie przytrafiła, ale dwa czy trzy lata temu wepchnąłem poprzedni model lokalizatora Trackimo znajomemu do walizki i był to strzał w dziesiątkę. Przydał się jak cholera. Znajomy zamiast wołać o pomstę do nieba i klepać zdrowaśki w nadziei, że nie będzie musiał gdzieś po Południowej Ameryce biegać za pastą do zębów, dzięki mnie wiedział, że jego walizka jest jednak na tym samym lotnisku. I wiecie co? To załatwiło sprawę. Fakt, czas oczekiwania na bagaż nieco się wydłużył, ale czymże jest dodatkowa godzina czy dwie w stosunku do perspektywy urlopu bez ubrań?
Co to jest lokalizator Trackimo?
Trackimo to niewielkich rozmiarów lokalizator gps, który możesz włożyć do swojej walizki. Wiem, że niewielki zbyt dużo Wam nie mówi. Niewielkie to można mieć przyrodzenie, jak się ma pecha. W każdym razie Trackimo Slim jest nieco mniejsze od karty kredytowej. Dzięki wydajnej baterii, jego czas pracy bez ładowania wynosi nawet do 16 dni. Więc jednego możesz być pewien – szybciej odnajdziesz swój bagaż, niż padnie bateria. No i jeszcze jedna, szalenie istotna rzecz – usługa działa na całym świecie, a nie tylko w Polsce czy UE. Do tego apka (iOS, Android), która daje możliwość bieżącej kontroli miejsca pobytu bagażu oraz jego historii lokalizacji.
Trackimo w swojej ofercie posiada kilka modeli lokalizatorów, ale akurat do bagażu sugerowałbym Trackimo Slim. Dlaczego? Chociażby ze względu na czujnik światła. Po co? No właśnie po to, że jak jakiś mocno zaradny pracownik linii lotniczych otworzy Twój bagaż, by zwiększyć stan swojego posiadania, to natychmiast zostaniecie o tym powiadomieni. Pewnie w takiej sytuacji przydałaby się jeszcze kamera z rejestracją obrazu, no ale to może dopiero w kolejnej wersji tego lokalizatora. Póki co, dostaniecie samo powiadomienie o otwarciu bagażu. Bez zdjęcia gęby tego, kto go dokonał.
Ile to cudo kosztuje?
Ja tu w zasadzie widzę dwie opcje. Albo standardowy lokalizator w cenie 499 albo wersja Slim z czujnikiem światła za 719 zł. W obu przypadkach dostaniecie roczny abonament gratis. Pewnie warto zastanowić się nad opcją dożywotniej licencji, ale wówczas będzie trzeba jednorazowo wyłożyć 1299 zł. Według mnie warto. Jak macie walizkę, która kosztuje kilka takich lokalizatorów, to nie żałujcie na technologie, bo to tak, jakby do Porsche gaz założyć. Nie róbcie dziadów z siebie, a przede wszystkim zabezpieczcie się.
Nie latajcie z drogimi walizkami
No i teraz apel do tych wszystkich, którzy uważają, że monogram LV na walizce to milion punktów do zajebistości, a przynajmniej z 1000 więcej polubień na Insta. Ja nie mówię, byście nie kroczyli tą drogą. Ale jeśli już bezczelnie kusicie lotniskową obsługę, a zwłaszcza tę z trzeciego świata, to wrzućcie tam chociaż to Trackimo za te 500 czy 700 złotych. To tańsze i pewnie skuteczniejsze niż ubezpieczenie. Bo na bank będą chcieli coś Wam z tej walizki dźwignąć. O ile nie całą. No taki tip podróżniczy z cyklu #KacperekRadzi.
Te na zdjęciu powyżej kosztują trochę ponad 50 koła. Więcej o tym tutaj. Więc pewnie mogłoby być ciutkę żal, jakby nie wylądowały razem z właścicielem, bo zawartość pewnie jeszcze droższa.
Zagubiony bagaż zwrot kosztów
Czy za zagubiony bagaż przysługuje rekompensata? Oczywiście, że tak. Nawet, jeśli znajduje się w nim lokalizator i wiecie, że Wasz bagaż poleciał na drugi koniec świata, to też przysługuje Wam za to odszkodowanie. Jednak należy pamiętać przy tym, że bagaż za zaginiony uznaje się dopiero po 21 dniach, a wysokość odszkodowania zależy od linii lotniczych. Coraz więcej osób zaczyna wykupować sobie dodatkową opcję ubezpieczenia bagażu. Ale i tutaj trzeba dokładnie czytać warunki ubezpieczenia, by się nie okazało później, iż Wasza polisa nie obejmuje zagubienia przez linie lotnicze. Aha, samemu pieprzyć się z liniami lotniczymi nie polecam. Są do tego odpowiednie strony. Ja tak kiedyś miałem ze zwrotem za overbooking. Sam próbowałem to ogarnąć ze trzy miechy i kontakt z Air Berlin szedł jak po grudzie. Może już wtedy wiedzieli, że plajtują. Cholera ich tam wie. W każdym razie jedna z takich firm załatwiła mi to w niecały tydzień. Oczywiście pobrali sobie za tą zajebistość srogą prowizję, ale lepszy rydz niż nic. Zresztą ja nie mam problemu z tym, by się dzielić, jeśli się należy. A im się należało jak psu buda.
Ale wracając do zwrotu kosztów, to tip Kacperka numer 2 w tym tekście jest taki – róbcie zdjęcia swoim bagażom. Lepiej skasować po powrocie, niż się użerać z liniami. I foto przyda się także, jeśli Wam ktoś z niego coś zawinie. Mimo, że dostaniecie powiadomienie od Trackimo Slim o fakcie otwarcia walizki, to jak udowodnicie, że zginęły Wam najnowsze sneackersy Balenciagi czy Yeezy? Ha? Wyobraźcie sobie, że jakieś brudne nogi będą w nich teraz popierdalać przez plaże czy knieje…
Słowo na do widzenia
To czy wybierzecie Trackimo czy inny lokalizator, to naprawdę już Wasza sprawa. Ja zazwyczaj polecam to, co sam sprawdziłem i to, co dobre. Ale na litość boską coś tam do tej walizki wrzucajcie. Na Allegro jest tego cała masa. Bo to trochę jak z ubezpieczeniem od pożaru. Lepiej, by się nigdy nie przydało, niż miałoby go zabraknąć. Z małą tylko różnicą. Ta różnica to statystyki. Jak będziecie trochę latać, to większa szansa jest na to, że linie zgubią Wasz bagaż, niż to, że spalicie sobie chałupę, nawet jeśli po pijaku będziecie się zapałkami bawić.