Zaczęło się od targów Mobile World Congress w Barcelonie, a potem poszło już lawinowo, nie omijając nawet Genewy czy właśnie przełożonych Dubai International Boat Show (DIBS). Wspólnym mianownikiem jest koronawirus.
I jeśli ktoś z Was jeszcze nadal twierdzi, że to tylko nadmierna panika, to ja spieszę donieść, iż na początku stycznia 2020 wielu ekspertów przewidywało kryzys finansowy w tym roku. Ma być największym od pamiętnego kryzysu gospodarczego w 2008. Wśród głównych zagrożeń wymieniano wybory prezydenckie w USA, eskalację konfliktu na linii USA – Chiny, zmiany klimatyczne czy cyberataki na duże korporacje i instytucje. No i wśród zagrożeń mówiono jeszcze o recesji..
A znamion tej ostatniej, właśnie bym się dopatrywał. Jak podaje Rzeczpospolita, WIG20 tak gwałtownie leciał w dół ostatnio właśnie podczas 2008. Analizując to dalej, analitycy Credit Agricole wskazują, że koronawirus pruje do w nas skuteczniej niż moja ulubiona partia polityczna przez wszystkie ostatnie lata. Jak to się objawia? “Po pierwsze zakłóca globalne łańcuchy dostaw, zmniejsza popyt na polskie towary w Chinach i w północnych Włoszech oraz ogranicza eksport wytwarzanych u nas dóbr pośrednich do Niemiec, które borykają się z załamaniem eksportu dóbr finalnych do Chin.” Tak podaje cytowana przeze mnie Rz. I ja się z tym zgadzam. Jest tam jeszcze kilka innych ciekawych analiz, ale mnie to powyższe wystarczy. I o ile mało prawdopodobne jest, by wirus z Wuhan całkowicie sparaliżował przemysł i nie musimy się raczej obawiać tego, że w domach zgaśnie nam światło, a krowom będzie rozrywać wymiona, bo nie będzie komu ich wydoić, to i tak to wystarczy, by nowy prezydent miał bardziej przesrane, niż którykolwiek dotąd. A pamiętajmy przy tym, że jeszcze nie ma paniki związanej z przypadkami chorych w Polsce. Po minimum 10 takich przypadkach w stolicy, Krakowie czy Katowicach – wybuchnie lekka paranoja.
Nowy prezydent będzie miał ciężko
Nie chcę być złym prorokiem, ale może okazać się, że 10 maja nowy Prezydent RP wejdzie do kraju wyjątkowo spustoszonego gospodarczo. Co prawda rząd twierdzi, że powodów do paniki nie ma, ale wystarczy zerknąć na półki sklepowe, by się przekonać, w jakim tempie znika z nich mydło czy papier toaletowy. A do dopiero początek. W najgorszym scenariuszu może się okazać, że albo do wyborów nie dojdzie, albo nawet jeśli, to nikt na nich się nie pojawi. Btw. głosy martwych się nie liczą.
Nie jestem fanem teorii spiskowych, ale….
Wiecie, w dzisiejszym świecie wyhodować wirusa i wpuścić go gdzieś na rynek, to żaden problem. Skoro wiem o tym ja, to wiedzą też i mądrzejsi ode mnie, a przede wszystkim ci, którzy mają większą władzę i pieniądze. A władza to pieniądze. I o ile wśród wspomnianych na wstępie przeze mnie zagrożeń mogących mieć wpływ na rozwój kryzysu finansowego, był konflikt na linii USA-Chiny, to kto wie, czy koronawirus nie jest właśnie jego efektem? I mimo, że wirus dotyka procentowo małą część chińskiego społeczeństwa, to wiele podmiotów z innych krajów, zwłaszcza tych, którzy ucierpią na braku dostaw zamówionego towaru z Chin – jeśli w ogóle nie zbankrutuje – to pomyśli o zmianie dostawców na europejskich czy amerykańskich. A to może być początkiem osłabiania znaczenia roli Chin nie tylko na rynku elektroniki. Przemyślana od początku strategia zmniejszania znaczenia chińskiego rynku?
Koronawirus to szansa dla IoT
Jeśli ktoś przegrywa, to zawsze musi ktoś wygrać. Historia zna takich, którzy i na wojnie zarabiali, więc nie ma co się dziwić, że na kryzysie wywołanym przez koronawirus też da się zarobić. Głównie w branży Internet of Things. I wcale nie mam na myśli dodawania do maseczek sensorów IoT, pokazujących skupiska zarażonych, bo to i tak nie pomoże. Raczej rozwiązania ułatwiające życie i funkcjonowanie w nowej rzeczywistości. A te muszą oparte być o technologie. Sklepy bezkasowe – o ile będzie, co sprzedawać, dostawy przez drony i roboty, komunikacja jedynie online, bo ludzie nie będą wychodzić z domów – zresztą Microsoft już dzisiaj się chwali, że odnotowuje rekordową aktywność jego aplikacji Teams, co oznacza, że ludzie zaczynają pracować zdalnie. Ponoć w ostatnich tygodniach komunikator przyciągnął nawet kilka milionów nowych użytkowników. Pierwszy wygrany tej batalii? Serio, takich może być więcej, tylko jeszcze o tym nie wiemy. W Polsce też. I o ile ludzie nie zwariują i nie zaczną masowo wypłacać gotówki z banków, bo tej w takiej sytuacji może zabraknąć, to wszelkie usługi online, mogą zyskiwać na znaczeniu. Włącznie z konsultacjami medycznymi, czyli telemedycyną. Jakbym był złośliwy, to bym dołożył jeszcze do tego te nieszczęsne inteligentne sex lalki, o których widzę, że nieustannie czytacie, ale tutaj kwestia dostawy może się nie sprawdzić. Jednak serwisy typu pornhub odnotują zwiększony ruch. Tinder pewnie też. Tak czy siak, czymś będzie trzeba za to wszystko płacić, więc zostawcie sobie trochę środków na kontach. To nie ’81, teraz na ulicach może być równie pusto, ale życie będzie toczyć się dalej. W strefie online. Ludzkość przetrwa. Serio. Oby internet był. To tylko chwilowy kryzys.
Sukces organizatorów targów w drugiej połowie 2020?
Niemal wszyscy akurat są zgodni, że koronawirus to chwilowy problem i wcześniej czy później powinniśmy się z nim uporać. Optymiści twierdzą, że wraz z nadejściem wiosny. Znacznie bardziej zachowawczy w tej kwestii są organizatorzy dużych imprez masowych, w tym targów, konferencji, wystaw, którzy przenoszą je na drugą połowę 2020. Co to oznacza? Że październik i listopad będzie jeszcze bardziej wypełniony niż kiedykolwiek dotąd. Więc jeśli jesteście fanami technologii i chcecie przy tym pooglądać sobie naprawdę fajne i często nawet luksusowe produkty, to rezerwujcie sobie te dwa miesiące i powoli uaktualniajcie kalendarz. Będzie się z pewnością działo. W końcu kryzys będzie trzeba jakoś odrobić. Analitycy twierdzą, że jego skutki będą odczuwalne przez około pół roku. Dobra wiadomość zatem jest taka, że co poniektórzy najbliższe święta Bożego Narodzenia będą mieli grube. A tego to w zasadzie Wam wszystkim życzę. I sobie też.